Przeżywam kryzys. W sumie to przeróżne kryzysy, na zmiane z chwilami totalnego, euforycznego uniesienia - ale u mnie to tak od zawsze. Dziś nie o tym..
Dzisiaj przeżywam kryzys w związku z ilością przepysznych czekoladek lindt w moim domu. Czekoladek, pierniczków, przepysznych jogurtowych deserków, cukierków i pewnie wielu innych rzeczy - ale raczej starałam się w tamtą stronę nie patrzeć, wolę nie wiedzieć co jeszcze spoczywa w moich kuchennych szafkach. Czy istnieje na świecie ktoś, kto nie ma słabości do czekolady? szczerze wątpię..
W sumie to przez ostatni rok, albo i dwa wcinałam codziennie po tabliczce czekolady. co-dzien-nie. Na szczęście w pore zrozumiałam jak wielka szkodę sobie wyrządzam taką ilością cukru. Uwielbiam czekoladę i ciężko było zerwać z nałogiem... Ale spróbowałam i zauważyłam, że kiedy nie jem sklepowych batonów i słodkich czekolad w ogóle to jakoś po kilku dniach nawet nie mam ochoty i potrafię długo przeżyć bez słodyczy. Dlatego cały dzisiejszy dzień prowadziłam walkę ze sobą.. pozwalam sobie raz na jakiś czas na coś słodkiego, ale raczej ograniczam się do gorzkiej (co najmniej 70% kakao albo więcej) czekolady. gdybym dziś spróbwała jednej słodkiej, cudownej czekoladki to nie wierzę że nie skusiłabym się na dziesięć pozostałych. Czułam, że to nie ten dzień na takie rzeczy. Wolałam nie sprawdzać.
Pojadłam za to czegoś innego.
i znów to uczucie że masakrycznie dużo... policzyłam, wyszło mniej niż 1200kcal, więc przecież wszystko w porządku..
bilans:
- 2 wafle ryżowe z pasztetem sojowym
- płatki owsiane i gryczane na wodzie
- kubek czerwonego wegetariańśkiego barszczu i dwa uszka z kapustą i grzybami
- 200g brokuła na parze
- 60g nerkowców
- 2 grejpfruty zielone
- jogobella
- 2 jabłka
Uwielbiam Twoje bilanse, naprawdę. Są - według mnie - perfekcyjne. Smaczne, zdrowe, co na pewno - niezbyt wysokie.
OdpowiedzUsuńFakt, że oparłaś się pokusie to duże osiągnięcie. Możesz być teraz dumna sama z siebie, choć życzę Ci, by nadszedł taki dzień, kiedy będziesz potrafiła wziąć jeden tafelek słodkiej czekolady, po delektować się nim i na tym skończyć.
Trzymaj się. Dobrej nocy.
Pomyszkowałam ostatnio na Twoim blogu trochę i aż głupio, że nie zrobiłam tego wcześniej, bo Ty odwiedzasz mnie nie od wczoraj. Wspaniale, że jesteś już na takim etapie dojrzałości, że pragniesz schudnąć zdrowiej. 163cm i 45kg brzmi świetnie - będziesz taką drobinką... Na 1200 kalorii, i to takich zdrowych, nie ma szans tyć. Też jeszcze jakiś czas temu (kilka dni temu...) byłam zwolenniczką chudnięcia rozsądniejszego. Wygląda na to, że się nieco uwsteczniłam. Może zraziło mnie to, że gdy jadłam powyżej 1000 kalorii nie chudłam za specjalnie. Brałam jednak przy tym leki, które mogły mi na chudnięcie nie pozwolić, ale jednak zraziłam się. Cudnie, że oparłaś się słodyczom - czekoladki lindt to zmaterializowane czyste zło. Za dobrze to smakuje, żeby nie krył się za tym jakiś podstęp. Nie wiem, czy poradziłabym sobie z taką pokusą, gdyby to w mojej kuchennej szafce one były. Udanego dnia dzisiaj.
OdpowiedzUsuńdzięki :) wiesz - też wcześniej nie wyobrażałabym sobie jeść tak jak teraz i patrzyłam nieco... nieufnie na dziewczyny, które siedzą wśród "motylków" a jedzą ponad tysiąc kalorii. ale pomiędzy moim rygorystycznym odchudzaniem, a momentem w którym jestem dzisiaj dużo się działo. leczyłam się, nauczyłam się jeść normalnie i nie przechodziłam na żadne diety przez jakiś rok, co sprawiło że przytyłam ale też mój metabolizm śmiga jak nowy - dzięki temu mogę spokojnie chudnąć jedząc tak jak jem, czyli w okolicach powiedzmy 800-1300 kcal. nieraz moja główka podpowiada mi, że mogłabym mniej, ale po co wpadać w obsesję, skoro to co robię działa? ^^
Usuń