wtorek, 14 października 2014

#3


z utęsknieniem patrzę na swoją kuchenną wagę, z zazdrością na wasze malutkie bilanse. baterie do wagi choć wyczerpane to zawsze można kupić nowe, jedzenie można eliminować... tak, tak, wiem..

wiecie czym się różnię od, zapewne, większości z was?
moim celem nie jest głodzenie się. już to przerobiłam i powiem wam, że bardzo żałuję. "odchudzam" się już od 8 lat, a pierwszego bloga założyłam w 2008 roku. przerabiłam zarówno tygodniowe głodówki na samej wodzie, jedzenie jogurtu dziennie, jak i wpieprzanie wszystkiego z lodówki i zdarte od wymiotowania gardło. spodnie w rozmiarze 34 miło na mnie wisiały, ale przez tak gwałtowna utratę wagi moje ciało pozostawiało wiele do życzenia - straciło jędrność, elastyczność i czułam się jakbym była obwieszona własną skórą... a skóry nie spalę jak tłuszczu przecież! podupadłam na zdrowiu. całe moje życie kręciło się wokół jedzenia, przez co straciłam przyjaciół, nigdy nie miałam prawdziwego faceta, a właściwie to straciłam cały okres licealny siedząc w domu. wstydziłam się pokazywać ludziom, przez co nie zaliczyłam ostatniej klasy.  aby nie czuć głodu sięgałam po narkotyki. w sumie straciłam 34kg (!) z czego większość w trzy-cztery miesiące i w końcu, co było do przewidzenia jak się ma mame-psycholożke - wylądowałam w psychiatryku, gdzie okrutnie przytyłam. przez ostatnie lata leczyłam się z anoreksji bulimicznej oraz uczyłam się jeść normalnie, tak aby ani się nie objadać, ani nie jeść mniej niż należy. myślałam że to nie możliwe - a jednak się nauczyłam! nauczyłam się słuchać własnego organizmu i jeść rozsądnie,
ale mojej duszy nikt nie uleczył.
chyba dlatego teraz znów tutaj jestem...

mimo wszystko wierzę, że uda mi się balansować po tej cienkiej granicy i nie wpaść w to co kiedyś. że uda mi się schudnąć, może nie dziesięć kilo w miesiąc, ale trochę wolniej. może nie stracę przy okazji swoich mocnych paznokci i gęstych włosów? będę więcej ćwiczyć i moje ciało nie będzie tylko chude ale i twarde, jędrne, miłe w dotyku?
czasem warto uzbroić się w większą cierpliwość...

bilans 15.10:
- kanapki z wafli ryżowych (2 wafle, 2 plastry szynki z indyka, pomidor, sałata, biały twarożek)
- sałatka (40g wędzonej makreli, 2 jajka, pół papryki, sałata, pomidor, pół cebuli, ogórek małosolny, kiełki rzodkiewki, dwie łyżki jogurtu naturalnego, zioła)
- miska chudego rosołu (bez dodatków)
- kabanos z kurczaka
- jabłko

bilans 16.10:
- 2 wafle ryżowe, twarożek, kiełki, szynka, jajko
- parówka drobiowa
- serek wiejski, jabłko
- omlet z kaszy jaglanej z suszonymi pomidorami, pietruszką i cebulą

1 komentarz:

  1. Bardzo mądra notka kochana, wzruszylam sie czytajac twoja historie, jednak moje normalne jedzenie sprawilo ze przytylam zapragnelam tego co kiedys wiec po to tu jestem. 3mam kciuki za ciebie kochana dasz rade! :*

    OdpowiedzUsuń