Potrzebuję nabrać nieco równowagi, bo zaczynam wpadać w dawne schematy. Zamiast skupiać się na zmianie nawyków żywieniowych ja znów oczekuję ładnie wyglądających cyfr, znów się spieszę i wpadam w paranoję poprzez codzienne ważenie się.
Zdałam sobie sprawę z tego jak ciężko jest balansować po tej cienkiej linii między zaburzeniami odżywiania a zdrowym odchudzaniem kiedy wczoraj omal nie wepchnęłam sobie palców do gardła.. a wcale się nie objadłam. Po prostu cały dzień próbowałam wytrzymać na minimalnej ilości pożywienia (ok 400kcal), aż w końcu wieczorem pochłonęłam 3x tyle co w ciągu całego dnia, a mój żołądek umierał z bólu. Nie zwymiotowałam, chociaż było już bardzo blisko. Przestraszyłam się jak bardzo łatwo jest znów wpaść w to same błędne koło. Całą noc przeryczałam.
Nie po to tyłam i poświęciłam tak wiele czasu, aby nauczyć się normalnie jeść i rozbudzić swój obumarły metabolizm, żeby teraz znów to wszystko spieprzyć.
Inna sprawa, że czuję zbliżający się zapach depresji. Odechciewa mi się wszystkiego, regularnie skreślam z kalendarza kolejne zaplanowane wyjścia...
Tak to już u mnie jest, że humory zmieniają mi się cyklicznie. Rok temu o tej porze byłam panią świata, wszędzie mnie było pełno, a do domu wracałam raz na trzy dni. Dwa lata temu o tej porze mieszkałam sama, próbowałam się zabić i trafiłam do szpitalnego pokoju z dwoma kobietami w wieku ok. osiemdziesiątki, które robiły w pampersy. Tak to już ze mną jest i nawet się do tego przyzwyczaiłam, dam sobię radę z kolejnym epizodem bezgranicznego smutku, melancholii, przepełnionej popielniczki, smutnej muzyki i przejmujących filmów - taka już jestem i nawet to akceptuję. Dam sobie z tym radę, bo wiem, że w końcu i tak nadjedzie moment kiedy będę się czuła zupełnie odwrotnie, ale tylko pod warunkiem, że dalej będę trzymała ed na smyczy i nie pozwolę aby myśli o jedzeniu przejęły moje życie.
dlatego zarządzam tydzień przerwy od pisania.
od teraz ważę się raz w miesiącu
i raz w miesiącu się mierzę.
czyli następny raz przypada na początek stycznia.
czyli następny raz przypada na początek stycznia.
poza tym skupiam się tylko i wyłącznie na tym, aby jeść zdrowo i ćwiczyć, bo to głównie dzięki ćwiczeniom moje ciało w końcu nabrało odpowiednich kształtów. nie chcę tego zaprzepaścić.
nie chcę liczyć kalorii, mam nadzieję że jedząc zdrowo, dietetycznie w miare normalnych ilościach też dam radę schudnąć następne dwa, trzy czy pięć kilogramów - nie chodzi mi o to by schudnąć do świąt, stycznia czy marca, chodzi mi o to by schudnąć kiedykolwiek do mojego wychudzonego ideału. byleby tym razem na stałe wyglądać dobrze i na stałe wyrobić sobie dobre nawyki żywieniowe. byleby bez niepotrzebnej obsesji. mam dość problemów ze sobą, by dokładać sobie następnych...
Mam nadzieję, że rozumiecie. Im więcej czasu się poświęca kwestii dietowania tym bardziej wchodzi Ci to do głowy i ciężko skupić się na czymkolwiek innym. Jednak dalej będę Was odwiedzać - w jakimś stopniu się do Was przywiązałam. Po weekendzie powiem Wam co u mnie, póki co trzymam za Was kciuki.. I za to, żebyście były na tyle rozsądne aby wiedzieć, że jednak prawdziwe życie jest warte o wiele więcej od zgubionych kilogramów...
to straszne co przeżyłaś... ja też mam tak że ciągle przekładam jakies spotkania ;/
OdpowiedzUsuńmam nadzieje ze uda ci sie spełnić swoje pragnienia i oczekiwania ;) powodzenia zycze!!! :*
Ja teraz najchętniej siedizałabym sama w domu i tyle... ech
OdpowiedzUsuńTrzymam za Ciebie kciuki kochana.
http://s-k-i-n-n-y-d-r-e-a-m-s.blogspot.com/
Zrezygnowałam z codziennego ważenia bo to bezsensu, ważę się co dwa tygodnie, czasem co miesiąc, ale mierzę się dużo częściej, zwłaszcza jak mam pusty żołądek, to napawa mnie optymizmem i motywacją :) powodzenia!!
OdpowiedzUsuń